Mówi
się, że stworzyć bohatera prosto. A złego to już tym bardziej, bo co trudnego
jest w stworzeniu antagonisty, który swoim mrocznym image przeraża wszystkich,
jest niewiarygodnie okrutny, a w swojej kryjówce ma stadko podwładnych? A może
wcale nie jest tak łatwo? Może tylko się wydaje, że tak jest? Poczytajmy dziś o
tym, co Niofomune i Findzio mają nam do powiedzenia o
czarnych charakterach!
Dzisiaj
zaczniemy od tylnej strony, bo od kreacji antagonistów. Wiadomo, każda książka
takowego musi mieć, czy to pisze się fantasy tolkienowskie, kryminał czy
postzmierzchowy romans, jednak wielu ludzi traktuje antagonistę jak nieistotny
dodatek, ponieważ protagonista jest o wiele istotniejszy. Niezaprzeczalnie
główny bohater to najważniejsza oś fabuły, ale jeżeli z tej racji całkowicie
zignorujemy kreację naszego złola, tylko my na tym stracimy – no, czytelnicy
też, ale oni przecież zawsze mogą zacząć czytać coś innego.
Przede
wszystkim należy uważać na pewną tendencję – otóż tak jak protagonista jest w
zamyśle i wyobraźni autora „tym dobrym”, tak antagonista jest automatycznie
„tym złym”, trzeba jednak cały czas się pilnować, żeby nie popaść w
tendencyjność. Jeżeli od razu sobie założymy, że nasz antagonista jest zły, ale
zapomnimy poprzeć to jakimś konkretnym przykładem, może dojść do sytuacji,
kiedy czytelnicy będą tylko wyczekiwać momentu, aż pozabija on denerwujących
głównych bohaterów. Idealnym tutaj przykładem jest pan Paolini – sympatie i
antypatie krytyków w stosunku do bohaterów jego książek idealnie nie pokrywają
się z zamysłem autorskim, a to chyba świadczy, że coś jest nie tak.
Z
drugiej strony – poza kilkoma wyjątkami, o których wspomnimy, nienaturalne jest
robienie z antagonisty zła wcielonego, które odzwierciedla wszystko to, co
najgorsze. Ciekawym sposobem jest tutaj wymyślanie protagonisty od trzech
największych wad, a antagonisty – trzech zalet. Oczywiście nie jest to sposób
uniwersalny i należy pamiętać, że niektóre wady i zalety w młynku popkultury
zamieniły się miejscami, lecz to dobra myśl, żeby od niej wychodzić.
Ale
przejdźmy od ogółu do szczegółu. Przedstawimy pięć głównych typów antagonistów,
na których podział oczywiście jest podziałem sztucznym, ponieważ zawsze
zdarzają się mieszanki wszystkich typów, jednakże może to bardzo ułatwić pracę
nad postacią. Przy kreowaniu antagonisty najlepiej wybrać sobie od razu, w jaki
wizerunek będzie się uderzać i kreować go konsekwentnie do samego końca –
zmiany koncepcji wpływają źle na odbiór, a przerabianie całej fabuły, żeby
dopasować ją do nowego pomysłu jest fatalnym przedsięwzięciem, bo człowiek
zamęczy się na śmierć i tylko zniechęci.
1. Jestem
zły, bo jestem zły
Wbrew
pozorom to też jest konkretna kreacja i wbrew pozorom nie jest wcale taka
prosta. Wielu ludzi po prostu zakłada, że antagonista jest zły i koniec
dywagacji, czym wykonują perfekcyjny strzał we własną stopę. Najlepszym
przykładem na dobre wykorzystanie takiego antagonisty są baśnie, gdzie smok
zieje ogniem i pożera dziewice, bo taka jest konwencja. Kiedy kreujemy taką
postać, możemy przyrównać nasze dzieło do jakiegoś filmu katastroficznego. Ale
na logikę – skoro nasz złol jest klęską żywiołową o opóźnionym zapłonie, to
zagwarantujmy inne wątki fabularne, które zrównoważą przewidywalność głównego.
Genialną
kreacją są tutaj antagoniści u profesora Tolkiena. Sauron, Morgoth, Glaurung,
Smaug – kogokolwiek weźmiemy z tej ciemnej strony mocy, jest takim właśnie złem
wcielonym, w którym nie ma nic ludzkiego. Sęk tkwi w tym, żeby umiejętnie
operować baśniową lub legendarną oprawą całości: jako przykład pierwszego służy
„Hobbit”, drugiego – „Silmarillion”. Poza tym zważmy też na to, że obok
bardzozłego Saurona mamy również wszystkich Sarumanów i Gollumów, czyli
postacie o wiele bardziej ludzkie, a wcale nie stojące po dobrej stronie – to
właśnie przykład tych innych, równoważących wątków. W tę konwencję – w
przypadku baśniowości – wpisuje się też cały cykl o Narnii czy „Fionavarski
Gobelin”, gdzie Kay bardzo mocno opierał się na klimacie Sillmarilionowym. Możemy
również postawić na oprawę – przy historiach wykonanych z rozmachem i z silnym
odrealnieniem całości tacy antagoniści będący demonami w ludzkich skórach
pasują idealnie.
Jednakże
ten typ jest bardzo ciężki do poprowadzenia i doradzamy unikanie go,
przynajmniej na początku. Przede wszystkim nie należy stosować go jako
alternatywnego i uniwersalnego sposobu, kiedy nie ma się innego pomysłu, bo potem
czytelnik ma niemiłe wrażenie, że ten element został potraktowany całkowicie na
odwal, a to nie wpływa dobrze na odbiór.
2. To nie
ja, to siła wyższa
Wątek
stary jak świat i przydałoby się wysnuć z tego ponurą refleksję, że skoro znali
go już za Sofoklesa, to jest on przemaglowany ze wszystkich stron i należy z
nim również uważać. Przede wszystkim wątkiem przeznaczenia można bardzo fajnie
manipulować i uzyskać ciekawe efekty, dramatyzm, wreszcie katharsis, do którego
dążyli w tragediach antycznych. Ale z czymś takim też trzeba działać ostrożnie.
Jeśli bohater stwierdza, że nie może inaczej postąpić bo przeznaczenie, kiedy
może inaczej postąpić, jest to taki nader irytując środek literacki – nazywa
się lenistwo. Nie wysługujmy się przeznaczeniem wszędzie tam, gdzie braknie nam
innych powodów, bo to widać, szczególnie kiedy o owym przeznaczeniu zapominamy
zaraz, jak tylko Imperatyw Narracyjny chce inaczej.
Dalej,
jeśli mamy bohatera opętanego przez czarnomagiczny przedmiot, to nie róbmy z
niego wewnętrznie różowego misia, który bardzo płacze nad tym co robi –
popadanie bohaterem w dwie skrajności to głupi pomysł. Wiecie, z takiego
Wertera można się pośmiać, ale nikt go na poważnie nie bierze. Tak samo nasz
bohater nie wyjdzie dobrze, kiedy przesadzimy w obie strony. Jeśli mamy
ambitnego, pragnącego władzy księcia, to ingerencja czarnej magii może go
skłonić do morderstwa brata i zagarnięcia tronu, natomiast kiedy nasz książę
jest różową puchatą kulką, która muchy by nie skrzywdziła, to obraz wypada już
dość średnio. Tak samo, jeśli na deser wrzucimy im jeszcze tonę kiczu i łzawe flashbacki.
3.
Traumatyczne dzieciństwo
Kiedy
nie wiesz, co zrobić, sypnij z rękawa ponurymi retrosami! Tylko że nie, to
bardzo głupi sposób, a bardzo dużo ludzi na niego wpada nawet nie w przypadku
antagonistów, ale postaci ogółem. Otóż tak, traumatyczne dzieciństwo,
szczególnie w książkach fantasy, jest tematem przemaglowanym ze wszystkich
stron, w końcu każdy tam jest półsierotą bez przyjaciół i ze znęcającym się
ojcem czy macochą. Jeżeli zamierzamy wprowadzać flashbacki – przemyślmy je, na
bora! Niesamowicie łatwo jest popaść tutaj w sztampę i zamiast współczuć
biednemu złolkowi, który wychowywał się w sierocińcu bez rodziców, zastanawiamy
się, ile razy już to było. Nie traktujmy tego jak ostatniej deski ratunku, ale
stosujmy ten zabieg tylko wtedy, kiedy mamy pomysł na coś oryginalnego – albo
przynajmniej na coś, co nie było maglowane tysiąc pińcet razy.
Jednak
z drugiej strony należy pamiętać o pozytywach takiej a nie innej kreacji
bohatera i tutaj przydaje się pogrzebanie trochę w psychologii. Możemy przecież
zawsze wykreować, kolokwialnie mówiąc, psychopatę, człowieka z osobowością
dyssocjalną, poważnymi zaburzeniami psychicznymi i upośledzonymi relacjami z
innymi ludźmi. Jedną z przyczyn wykształcenia się takiej a nie innej osobowości
może być właśnie nieprawidłowy rozwój we wczesnym dzieciństwie. Ale to temat
szeroki, przede wszystkim proponuję na początku dowiedzieć się sporo o
zaburzeniach psychicznych i robić to w oparciu o jakieś podręczniki do
psychologii czy informacje od osób tym się zajmujących, nie na podstawie
obiegowej opinii o „psycholach”. Poza tym należy cały czas pamiętać, jakiego
bohatera kreujemy i że nie nawróci on się ot tak, pod wpływem płomiennej
przemowy o pokój na świecie.
Tacy
bohaterowie przydadzą nam się we wszelkiego rodzaju kryminałach i powieściach
psychologicznych, ale nie tylko – pogmerać w psychologii można zawsze i dobrze,
jeżeli nasz antagonista jest ciekawy pod tym względem, obojętnie co będziemy
pisać, byleby wszystko robić z głową i nie wpadać w utarte schematy. Za
przykład natomiast może tutaj posłużyć znany wszystkim Lord Voldemort, u
którego ciężkie dzieciństwo w sierocińcu przyczyniło się do wykształcenia tak
pokrzywionej i pełnej nienawiści osobowości.
4. Konflikt
interesów
Ciężko
tu mówić o antagoniście i protagoniście, chyba że klasyfikując jako antagonistę
każdego o interesach innych niż nasz główny bohater. Nie ma tutaj podziału na
dobrych i złych, bo każdy ma swoje za uszami, ale z reguły sympatyzujemy z tym,
z którego punktu widzenia prowadzona jest narracja. To dobre rozwiązanie dla
wszystkich, którzy lubią bawić się w politykę, a ciekawym tutaj przykładem jest
pan Sapkowski – wielu ludzi psioczy na ostatni tom sagi o Wiedźminie, ale obiektywnie
to świetny przykład, jak powinno wyglądać dobre zawiązanie konfliktu interesów.
Bo przecież każdy władca będzie myślał przede wszystkim o dobrobycie swojego
państwa, a zupełnie nie będzie go obchodziło, czy inne nie będą pożarte w
wyścigu szczurów.
Trzeba
jednak pamiętać, żeby nie wpaść przypadkiem we własne sidła. Zawiła fabuła
zawiłą fabułą, ale jeżeli autor pogubi się kto z kim jak i kiedy – lub
początkowo będzie improwizował i w ogóle nie wymyśli, do czego to wszystko dąży
– o wiele trudniej jest potem wymyślić na szybko zakończenie i spleść milion
wątków w spójną fabułę. Dlatego bez szarżowania, zanim spróbujecie zawiązywać
intrygę złożoną z dziesięciu stronnictw, eksperymentujcie najpierw z trzema. Dobrym
przykładem jest znany wszystkim miłośnikom fantasy pan Martin, na którym
idealnie można pokazać zagrożenia takiej kreacji bohaterów, czyli zagubienie
się w nawale wątków i intryg, ale też bardzo dobre jej prowadzenie w pierwszych
tomach sagi.
Taka
kreacja antagonistów jest bardzo realna i prawdziwa, więc nie musimy jej
stosować tylko do fantasy w stylu panów S. lub M. W większości powieści obyczajowych
o to właśnie chodzi – żeby pokazać zwykłe konflikty ludzi, ale nie ustawiać
automatycznie nikogo wyżej niż inni. U takiego Prusa każdy bohater ma swoje dążenia,
każdy jest po prostu inny, a narrator – w założeniu – nie wartościuje.
5. W imię
wyższego dobra
Bo
zawsze znajdzie się taki, który sądzi, że wie, czego ludziom tak naprawdę
potrzeba i jak osiągnąć szczęście społeczeństwa kosztem szczęścia jednostki.
Nasz Konrad-Gustaw działa przecież w dobrej wierze, uważa, że jak on chce dla
innych dobrze, to jest to jedyne i słuszne „dobrze”, natomiast wszyscy pozostali
ludzie go nie rozumieją, ale nie szkodzi, on i tak się dla nich poświęci. Przy
kreacji takiego bohatera należy pamiętać, że mamy do czynienia z idealistą,
który naprawdę wierzy w swoje idee, którego nie da się przekonać – bo przecież
on wie lepiej – ale który koniec końców chce dobrze, tylko zabiera się do tego
niewłaściwą drogą.
Z
taką kreacją możemy spotkać się również – i może nawet częściej – w przypadku
protagonistów, ale to tylko wskazuje na jej uniwersalność. Ale też jakże łatwo
odczłowieczyć takiego bohatera, szczególnie kiedy w ten sposób kreujemy właśnie
naszego antagonistę. Łatwo przecież zrobić z idealisty szalonego naukowca lub
despotycznego tyrana i na wstępie go wartościować, tym samym zbliżając kreację
do typu pierwszego, ale przecież nie o to chodzi – normalnie nic nie jest tak
czarno-białe.
Podsumowując
– pamiętajmy, że kreacja antagonisty jest niemal równie ważna jak protagonisty
i nie odkładajmy jej na ostatnią chwilę. Kreujmy też spójnego bohatera, w
czytelnej konwencji, żeby nie wyszli nam potem Meyerowscy Volturi, którzy nie
wiedzieć: czy są złem wcielonym, czyhającym na życie protagonistów, czy może
sumiennymi strażnikami prawa. Ale należy też pamiętać, że nie wszystkie mieszanki
są złe. Wiedźminowy Emhyr var Emreis przedstawia sobą typ 5 (chciał z pomocą
dziecka Ciri ocalić świat przed Białym Zimnem? chciał) i jednocześnie 4 (bo
jest cesarzem i to właśnie jego dziecko ma ocalić świat, bo tak, bo to da
Nilfgaardowi większe wpływy i prestiż).
Pozwolicie też, że powołamy się teraz na
konika autorek, czyli antagonistów z mangi i anime: klan Mibu w „Samurai Deeper
Kyo” to niby idealiści, bo chcą jak najlepiej dla ogółu, ale przedstawieni jako
zło wcielone. Isley z „Claymore” – natura potwora niby wymusza punkt
drugi, ale wszystko rozbija się też o posiadanie własnego terytorium, a na nim
świętego spokoju. Kultura japońska garściami czerpie z własnej historii, a więc
wielu bohaterów miesza konflikt interesów z demonicznością lub idealizmem
(„Sengoku Basara”).
No
i na koniec: wystrzegajmy się, jak zawsze zresztą, popadania w sztampowe
motywy, bo lepiej już zostawić bohatera enigmatycznego niż rozbić dobrą kreację
kiepskim elementem. Pomaga oczywiście oczytanie i podczas tego oczytywania się
zwracanie uwagę na naszych antagonistów oraz ich dobrą lub złą kreację.
Bardzo fajny tekst.
OdpowiedzUsuńOgólnie lubię kreować złe postacie i chyba wychodzą mi lepiej niż dobre xD. Moje zazwyczaj mają złą przeszłość lub po prostu zostały skrzywdzone.
Typy bohaterów są fajne i przydadzą mi się na pewno :).
Pozdrawiam!
(Tak, to jest spam)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie macie gadżetu "Obserwatorzy":) Bo trudniej Was "śledzić", a by się chciało, bo warto.
Nika