piątek, 15 marca 2013

Targowisko Grafomanów: rendez-vous z opisami





     Opisy, te nasze kochane opisy. Niby rzecz wszystkim znana, a mimo to problematyczna i często traktowana po macoszemu. Bo przecież jest tyle innych rzeczy do ogarnięcia w tekście, że opis to może sobie być jakiś tam na odczepne. Pewnie i tak nikt nie zwróci uwagi. Guzik prawda. Zwróci, tak jak my dzisiaj.

http://data.whicdn.com/images/55326098/5fkalHG_large.jpg 
     Kolejną część Targowiska Grafomanów poświęcę opisom. Jeśli mam być szczera, to powiem, że zastanawiałam się długo, jak zorganizować post. W końcu nie każdy może chcieć czytać o wszystkim, ale o rzeczach ważnych i szczególnych! Tylko co zrobić, kiedy wszystko jest warte uwagi? Ano nie mówić nic o tym, co gdzie wspomniane, pisać zbitym ciągiem i kazać chociażby przelecieć wszystko wzrokiem. A to podstępny sposób, nie? A podstęp brzmi już jak jakiś początek planu, nie? Dodatkowo wyszperałam nawet przykłady powyciągane z opowiadań niektórych twórców. Księga Idiotyzmów wreszcie przydała się w jakiś sposób!
     No to teraz koniec pukania kotka za pomocą młotka i wgłębiamy się w temat, żeby nie przynudzać, bo nikt takiego bezsensownego gadania nie lubi. Szanujmy swój czas, jak to niektórzy powiedzą.


     Opisy to sprawa niemalże oczywista, jeśli chodzi o opowiadania czy powieści. Bez nich nie ma dobrego czytadła czy arcydzieła. Nie ma też czytelnika, który widząc same dialogi pieprznie dziełem o kant stołu i pójdzie dalej. Co więc zrobić? Ano trzeba byłoby zainwestować w dobre zobrazowanie wszystkiego, co z naszej główki chcemy przelać na papier. Pytanie, czy to takie łatwe? No, nie bardzo. Każdy, kto w swoim życiu pisał chociażby krótkie opowiadanie, wie, że łatwiej powiedzieć, a trudniej coś w tym temacie zrobić. No bo ile jest takich chwil, w których siedzi człowiek nad tą kartką, nad tym Wordem, nad tym czymkolwiek i myśli. Myśli i w końcu i tak nie wymyśli. Tak napisać - źle. Tak - za prosto, inaczej - zbyt górnolotnie. A tak w ogóle, czy ten opis tutaj ma jakiś sens? Co chcę nim przekazać? Jak go ubrać w słowa, żeby nie wyglądał koszmarnie? Będzie pasował do akcji? Nie za długo? Namnożyło nam się pytań jak grzybów po deszczu, nie? Na niektóre z nich sobie nawet odpowiemy, czemu nie. Może wyniknie nam z tego jakiś dłuższy wywód, może nie.
     Ogólnie przy pisaniu opisów trzeba przyjąć prostą zasadę, którą można zastosować do wiele innych rzeczy. Po pierwsze - trzeba wiedzieć, co się chce opisać. Po drugie - co chcemy osiągnąć, poprzez napisanie tego, a po trzecie i ostatnie - napisać to tak, żeby ktoś odbierający tekst zrozumiał przekaz. Innymi słowy, inaczej piszemy do debila, inaczej do studenta, w inny sposób do dziecka, w inny do emeryta.
     Niby takie trzy proste punkty, ale czasem mamy problem z ich realizacją. Czyli co? Domyśliliście się już, że omawiamy każdy? Przeliczyliście się, zorganizujemy to trochę inaczej, bo trzy składowe zasady współgrają ze sobą w taki sposób, że ciężko rozdzielić sztywno i nie napisać bełkotliwego masła maślanego.
     Spójrzmy na to wszystko oczyma myśliwego. Najpierw trzeba określić, na co polujemy. W końcu myśliwy w las nie pójdzie ot tak, bo wypadałoby mieć jakiś plan. Inaczej poluje się na zająca, inaczej na niedźwiedzia, nie? Tak samo inaczej opiszemy miejsce, a inaczej bohatera. Wracając do tematu, ustalamy obiekt zainteresowania, który mimo wszystko niech pozostanie na razie bliżej niezidentyfikowany. Coś jest, a skoro tak, to wypadałoby to opisać, bo czytelnik nam w łebku nie siedzi. I zdecydowanie nie ograniczamy się do rzeczownika, przymiotnika i jest gdzieś pomiędzy. Wyobrażamy sobie wszystko, co z cosiem związane. Kolor, zapach, kształt, wielkość, materiały, z których coś zostało wykonane... i kupę innych rzeczy, które przyjdą nam do głowy. Brawo, wiemy już, co chcemy opisać! No, a to już jakaś droga ku oświeceniu.
     Teraz wypadałoby zastanowić się nad rolą tego konkretnego opisu w tym właśnie miejscu, w którym chcemy go wcisnąć. Jakież on może mieć przeznaczenie? Dokąd zdąża? Czy uda mu się przemówić do czytelnika? No, postarajmy się sprawić, żeby przemówił, bo inaczej nie zostaniemy autorami bestsellerów.
     Trzeba byłoby zauważyć, że opisy pełnią pełną konkretną funkcję, którą wymyśli na poczekaniu każdy idiota - obrazują odbiorcy świat przedstawiony lub/i wytwory wyobraźni autora. Jak pisałam gdzieś wyżej, czytelnik nie siedzi w głowie twórcy, a za tym nie ma pojęcia co jak wygląda, dopóki szacowny grafoman mu tego nie pokaże. I to pokaże w sposób zdatny do przetworzenia i wyobrażenia. Takie ładne opisy nazywa się plastycznymi, co też już wszyscy wiedzą, a ja przynudzam. Właściwie, na nic nam to teraz, bo zamierzam się trochę wgłębić w to nasze obrazowanie i zwrócić uwagę na jedną sprawę. Postawię pytanie: czy opisy mają swój udział w budowaniu nastroju?
     Ha! Mają! Spójrzmy sobie na dowolną książkę i przeanalizujmy, w jaki sposób. Może nawet podsunę: długość opisu i słownictwo. Pewnie niektórzy skojarzą to sobie od razu z postem o akcji i fabule, a dokładniej z prowadzeniem tempa akcji. Jakiś związek to z tym ma, a właściwie z wydarzeniami, jakie przedstawiamy, ale i też ze sposobem narracji. Zobrazujmy to, żeby wszyscy mieli jasność. Biegniemy ciemnym lasem, szlag nas trafia ze strachu... czy jakiś kretyn rozglądałby się w tej sytuacji, żeby zauważyć, że samotny listek spadł z drzewa na ziemię? No chyba nie. Dlatego podczas opisywania przykładowej ucieczki w narracji pierwszoosobowej, gdzie pełno emocji i napięcia, darujmy sobie opisy takich pierdół jak kolor kwiatka po prawej, który ledwo odrasta od trawy czy kształt chmurek, bo zabijemy cały klimat. Więcej manewru pozostawia nam narracja trzecioosobowa, która zachowuje więcej bezstronności, ale tutaj także nie radzę opisywać przy ucieczce fantazyjnych kształtów, w jakie układa się bluszcz na ścianie. Podsumowując, myślimy, o czym piszemy i czy możemy napisać o tym właśnie teraz. Potem przyjdzie do głowy pytanie: Jak? No i w końcu pojawi się problem słownictwa. Jakie dobrać, co by nie przedobrzyć - czyli wchodzimy w punkt trzeci.
     Punkt trzeci ogranicza się do przekazania informacji w opisach tak, żeby osobnik po drugiej stronie monitora zrozumiał. Graniczy to właściwie ze stylem. Jakim cudem z opisów przeszliśmy do stylu? Bo te dwie sprawy mocno się siebie trzymają.
     Dlaczego poruszam kwestię stylu? Odpowiedź wcale nie jest trudna i na pewno wielu wie już, o co chodzi. Chociaż o stylu zamierzam napisać później cały post, zaserwujemy sobie zgrabną definicę. Styl tekstu językowego to taki sposób pisania, który przez dobór odpowiednich środków językowych (słów i ich połączeń oraz zestawień), pozwala jak najlepiej służyć celowi, który chce osiągnąć autor. Zrozumieli? To idziemy dalej.
     Zawsze trzeba pamiętać, że rzadko piszemy do ogółu, a częściej do konkretnej grupy odbiorców. Oczywistym jest, że inne słownictwo wybierzemy, kiedy będziemy opisywać mechanikom zasadę działania nowego silnika, a inaczej zabierzemy się za wyjaśnianie szczegółów badań grupie naukowców. Odmiennie zabierzemy się także za pisanie książki dla prostego ludu. Nie obędzie się bez uświadomienia sobie, do kogo kierujemy nasze grafomaństwo. Jeśli to wiemy, wszystko jest prostsze, bo wiemy, jakie zastosować środku. Możemy się zastanowić, czy na pewno warto wcisnąć wyrazy fachowe, terminy znane wąskiej grupie osób czy inne takie. Przemyślimy, czy warto używać najtrudniejszych i najmądrzej brzmiących słów, które uda nam się przypomnieć i rozważymy, czy wszystko zostało napisane wystarczająco jasno.
     Skoro znamy już zasadę pisania i w miarę wiemy, co przez nią rozumieć, przejdźmy dalej. Czy opisy da się jakoś podzielić ze względu na to, czego dotyczą? Wszyscy zgodzimy się, że można i to bez większego problemu. A więc mamy opisy miejsc, bohaterów i uczuć.
     Pierwsze brzmi banalnie i nie tak poważnie jak dwa następne, ale nie wolno nam niczego lekceważyć. Dużo osób twierdzi, że opisanie miejsca to nic takiego, więc można kopnąć z buta w dupę i na odczepnego naskrobać jedno zdanie. Współczuję takim z całego serduszka. (Dobra, wcale nie współczuje, mniej konkurencji na rynku.) 

http://data.whicdn.com/images/55320587/384116_415662131864076_575134957_n_large.jpg

     Zauważmy, że wielu początkujących grafomanów tworzy światy, których tak na prawdę nie znamy. Oczywiście, wspomni taki jakie drzewo, jaki dom... ale na nieznanej ulicy, pod nieznanym niebem, w nieznanej okolicy i w jakimś kraju, w którym jak widać nie ma niczego innego oprócz drzewa i domu, które są potrzebne do przedstawienia konkretnych wydarzeń. Nie ma kościołów, odgłosów przejeżdżających aut, ludzi na ulicy, sklepów. Zamków i koników też poskąpiono, jeśli ktoś chce się przyczepić. Rycerze pojechali na urlop, a czarnoksiężnicy knują gdzieś w oddali i nie wtrącają się w historię. Bo po co opisywać coś więcej?
     Warto sobie uświadomić, że miejsce (miasto, kraj), w którym przyszło żyć danemu bohaterowi, w pewien sposób warunkuje jego zachowania czy charakter, o którym może powiedzieć więcej przykładowe wnętrze mieszkania. Czytelnikowi łatwiej będzie zrozumieć postać, jeśli nie poskąpimy opisów okolic czy świata. Poza tym, będzie potrafił lepiej wyobrazić sobie wydarzenia, a ciemna uliczka przestanie być zwykłą, nic nieznaczącą uliczką, a zacznie wyglądać przerażająco i realniej, odstraszająco, z wielkimi kałużami po środku i śmieciami walającymi się wszędzie, gdzie sięgnąć wzrokiem. Historia, którą chcemy opchnąć czytelnikowi będzie bardziej barwna, charakterna i zachęcająca.
     Mimo wszystko, nie możemy skąpić realizmu i logiki, więc trzeba się przygotować. Trzeba dowiedzieć się czegoś o miejscu, do którego opisania się szykujemy, o kraju, o tradycjach. Takie rzeczy powinno się wiedzieć, żeby nie wyskoczyć z katolicyzmem, jako religią narodową w Indiach.  Oczywiście, nie popadajmy w skrajności i nie serwujmy informacji takich jak skład gleby, dokładne ukształtowanie terenu w promieniu dziesięciu kilometrów czy rozkład ulic w całym mieście.
     Opisy uczuć to już inna bajka. Każdy mam nadzieję wie, że bohater powinien mieć swoją historię, umysł, wady i zalety, a także charakter. Nie powinien składać się tylko z imienia i nazwiska oraz daty narodzin. Idealna postać musi być ludzka. No, chyba że tworzymy kogoś, kto człowiekiem nie jest. Wtedy moglibyśmy się kłócić, czy wypadałoby takiemu posiadać uczucia czy nie.
     Przy opisywaniu uczuć można by się zastanowić, czy wystarczy samo ich nazwanie. Może lepiej byłoby wysilić się na coś więcej? Łatwo napisać, że ktoś jest zły, ale trudno poruszyć tym kogokolwiek. Zwisają i powiewają nam uczucia postaci, kiedy widzimy takie krótkie zdanie. Przyznajcie, że mało ono dramatyczne czy interesujące. Ot, poprawne, ale całkowicie nijakie. Co innego, gdy napiszemy, że w naszym bohaterze aż się gotuje, że jest mu gorąco, ręce zacisnął w pięści, aż mu pobielały kłykcie, że miał ochotę wrzeszczeć, wyrwać się do przodu i zdzielić pięścią między oczy tego nędznego gnojka. Oj, tutaj mamy do czynienia z czymś innym. Czytelnik czytając, wyobraża sobie to, co targa od wewnątrz postacią. Może wczuć się w sytuację, bo autor odwołuje się do znanych mu odczuć, co znowu sprawia, że przeżywa historię.
     Jednak ujęcie uczuć przez przekombinowane i wyjątkowo nietrafione porównania tylko szkodzi. Przykład: „Nawet, kiedy rok temu traktor jego ojca przejechał mu po nodze, nie uronił ani kropli. Czyli ból, jaki mu teraz sprawiła, pokazując się teraz ze Stefano, był gorszy niż ciężar traktora na stopie.” (1) Nawet kolejny się znalazł: „- Nie wiem jak ty, ale ja nie zamierzam tylko czekać! - krzyczę, czując, jakby złość kapała z mojej twarzy, niczym kropelki deszczu, gdy zabraknie nam parasola.”(2).
     Opisując uczucia, trzeba sięgnąć do uczuć odbiorcy. Skomplikowane chwile przedstawiać w postaci mieszanki, która jest czytelnikowi znajoma, którą potrafi sobie wyobrazić. Wysilić się na coś więcej. Jeśli bohater jest szczęśliwy - to ma być widać, słychać i czuć. Czytelnik także ma się poczuć szczęśliwy! Ma telepać się ze wściekłości wraz z postacią, płakać i smucić się wraz z nią. A żeby osiągnąć taki skutek, drodzy państwo, trzeba się trochę napracować.
     Skoro już przy bohaterze jesteśmy, spójrzmy na niego i pod innym kątem. Jak ten nasz nieborak ma wyglądać, hę? Już to widzę, już niemal sobie potrafię wyobrazić jak kombinujecie! Złote jak pola zboża włosy, oczy niczym niezmierzony ocean błękitu na niebie, z wachlarzem gęstych rzęs, skóra koloru chińskiej porcelany, gładka i delikatna, wymarzona sylwetka - atletyczna i idealna pod każdym względem. Dobra, przyznać się, kto wymyśla takie debilizmy? Mary Sue nie tworzymy, nikt idealny nie jest, więc żeby zrównoważyć porcję nierealności dorzućmy piegi, wąskie i spękane usta, rozstępy na tyłku i biodrach, bliznę na krótkiej szyi oraz podły charakter. To tak na dobry początek. Bohater przestanie być realistyczny, kiedy będzie go można traktować jak personifikację słowa ideał, a tym samym mało wiarygodny i wcale nie bliski czytelnikowi. Ludzie nie lubią czytać o perfekcji.
     Nie wiem czemu, ale większość młodych autorów przyjęła, że wygląd bohatera trzeba opisać w pierwszym dotyczącym jego akapicie prosto z mostu. Po co? Nie lepiej ujawniać informacje stopniowo przez cały prolog czy też pierwszy rozdział? Stanie się coś komuś, pochlasta go z ciekawości? Nie.
     Ogólnie, to akurat tyczy się wszystkich opisów - serwowanie całej listy cech charakterystycznych, najlepiej w podpunktach, przy pierwszej lepszej okazji. To okropnie nudne. Jakby nie można było dzielić się informacjami niby to mimochodem, kiedy nadarzy się sprzyjająca okazja. Kto idąc ulicą od razu kolekcjonuje wszystkie informacje na jej temat, włącznie z tym, co po bokach, z góry, w dole czy z przodu? Nikt. Pewne rzeczy dostrzegamy stopniowo, nie w pierwszej chwili. Coś przykuwa naszą uwagę, coś się jej wymyka. To raczej normalne.
     Chciałabym też zwrócić uwagę na inną sprawę. Warto przedstawiać różne miejsca, postaci i uczucia z perspektywy wielu osób. Właśnie z tego powodu, że zawsze jednej osobie umknie coś, na co może zwrócić uwagę druga. Po drugie, tak jest ciekawiej. Każdy bohater ma inny punkt widzenia, wydarzenia wywołują w nim inne emocje i inaczej odbiera bodźce.
     Chyba umknęła mi jeszcze jedna sprawa, o której chciałabym wspomnieć. O! Mam! Kwiecistość języka, czyli o czym będę mówić jeszcze kiedyś przy stylu.
     Naprawdę nie mam pojęcia, co kazało niektórym bawić się w poetę przy pisaniu opowiadania i szukać nowych, lepszych sposobów na opisanie prostych czynności. Nie, żeby szukanie nowych rozwiązań było złe, ale ten konkretny przypadek, kiedy wszystko idzie ku udziwnianiu, jest zły. Może niektórzy mnie zaszlachtują, ale powiem, że moim zdaniem proza służy opisywaniu rzeczywistości. W prosty sposób, a nie wydumany i na siłę upiększony jak wypowiedzi Papkina z Zemsty Aleksandra Fredry.            
     Oczywiście, jeśli ujęcie czegoś w bardziej poetycki sposób ma jakiś cel, nie mam nic przeciwko. Czasem to wychodzi na dobre, bo w końcu wszyscy wiemy, że tacy dla przykładu zakochani mają skłonność do idealizacji swoich cech. Ale tak normalnie, na co dzień, jeżeli ktoś używa jakichś porównań, są one proste i działają na zasadzie skojarzeń. A niektórzy kombinują. Jak konie pod górkę normalnie. Nie potępiam zabawy słowami, ale bez przesady, bo wychodzą niezłe kretynizmy, które raczej trzeba tępić, a nie pochwalać.
     Przykładów znajdzie się nawet kilka! „Otworzyła mu młoda kobieta, co w ciemnych oczach miała ukryty sens życia.” (3); „Krew zaczyna wylewać się z świeżej rany niczym dżem z naleśników, gdy natniemy go nożem.”(4). Piękny bełkot, który nie ma żadnej funkcji oprócz uświadomienia nam, jaki autor jest uduchowiony i wrażliwy. Przy okazji można się nieźle pośmiać i pogratulować pomysłowości, którą można byłoby nakierować na inne sprawy, niekoniecznie na ulepszanie w ten sposób opisów.
     Cóż, zbliżając się do końca, powiemy sobie o ostatniej sprawie. Niektórzy po prostu nie czują opisów. Nie potrafią napisać ich w urzekający sposób, a jednocześnie czują powołanie do długiego rozwodzenia się nad otoczeniem. Czy powinni dać sobie siana? Moim zdaniem tak. Nie ma sensu zamęczać czytelnika długimi i nieciekawymi wywodami. Nie każdy potrafi wszystko i kiedy nie wychodzą długie opisy, na pewno znajdzie się lepsza strona naszej pisaniny, a kto powiedział, że nie możemy nią nadrobić? Nic na siłę. Przecież nie trzeba jednej A4, jako średniej długości opisów w ogóle.  Wszystko z rozmysłem.
     Dziękuję.

(1) Diary of Elena, blog już nie istnieje.
(3) Goniec - na oncecie.
(2) i (4) Flames of ice - blogspot.

Kącik dla czepialskich:

USTAWA z dnia 4 lutego 1994 r.o prawie autorskim i prawach pokrewnych

Art. 29.
1. Wolno przytaczać w utworach stanowiących samoistną całość urywki rozpowszechnionych utworów lub drobne utwory w całości, w zakresie uzasadnionym wyjaśnianiem, analizą krytyczną, nauczaniem lub prawami gatunku twórczości.

Art. 34.
Można korzystać z utworów w granicach dozwolonego użytku pod warunkiem wymienienia imienia i nazwiska twórcy oraz źródła. Podanie twórcy i źródła powinno uwzględniać istniejące możliwości. Twórcy nie przysługuje prawo do wynagrodzenia,
chyba że ustawa stanowi inaczej.


Dziękuję za uwagę i przepraszam za błędy, jeśli się pojawią. Beta ma urlop, a więcej niż to, co poprawiłam, nie zauważyłam.

See ya!

12 komentarzy:

  1. Artykuł jest w sumie przydatny, jednak nie wyniosłam z niego zbyt wiele nowego. Ja, jako czytelnik, który przybłąkał się tutaj, żeby się czegoś nauczyć, oczekuję przykładów. Dokładnie takich, jakie podałaś przy emocjach bohatera, a uściślając - złość. Chętnie bym poczytała Twoje przykłady, które miałyby przemówić do czytelnika, bo te wyżej wymienione były faktycznie dobre.
    Od początku sądziłam, że w poście wstawisz jakiś mój idiotyzm (a było ich pełno :P), ale się najwidoczniej przeliczyłam. :3
    Życzę dużo weny na ciąg dalszy serii artykułów!

    PS. Chyba bardzo lubisz ten fragment o dżemie. :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więcej przykładów? Myślę, że da się zrobić. Bardzo dziękuję za uwagi ;)
      Oj, Twojego kFiatka też mogę od czasu do czasu rzucić, jako soczyste mięsko. Nie ma sprawy :3
      A fragment o dżemie uwielbiam. Jest tak podle, koszmarnie, okropnie zły, że aż kwikaśny!

      Usuń
    2. Wiesz, podziękuję, postoję. xD Lepiej nie wrzucaj :P

      Usuń
  2. Ostatnio ktoś powiedział, że właśnie nie czuje moich opisów czy coś w ten deseń. Posmutniałam, ale postanowiłam wziąć się za siebie. Pomogłaś mi tym artykułem i mam nadzieję, że prolog (gdzie dalej mam te dwie wypowiedzi XD) napiszę dobrze i opisy będą plastyczne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witajcie;)
    Załoga Words'n'Letters?
    Nie jestem pewna, ponieważ ciężko znaleźć tytuł bloga.
    Jeżeli od Was dostaliśmy komentarz, odpowiedziałam na niekrytyczna.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja opisy uwielbiam. W sumie teraz już nad nimi nie myślę i wychodzą całkiem naturalnie (póki piszę w narracji trzecioosobowej skoncentrowanej na bohaterze, z którym częściowo się utożsamiam, ale nie psujmy idylli), jednak swego czasu miałam parę naprawdę pięknych kwiatków. Jak sobie przypomnę "malachitową trawę połonin", to aż włos mi się na głowie jeży. W sumie - w opisach każdy chyba musi dojść do swojego złotego środka zależnie od tego, w jakim stylu pisze, ale też niefajnie się człowiekowi robi, kiedy zostanie zwyzywany od wszystkich najgorszych, kiedy zasugeruje, że opis pokoju typu "łóżko stało pod prawą ścianą, a okno było w lewej" jest kiepski i przydałoby mu się trochę opisów charakteru mieszkańca pokoju.
    (Jakby co, mogę dostarczyć paru cytatów spod szyldu "grafomański opis na haju").

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś spod tego szyldu zawsze może się przydać, ale szukam teraz przykładów do artykułu o stylistyce. Ewentualnie mogłabym się zaopiekować jakimiś cytacikami z ładnymi okazami zbyt kwiecistego języka ;)

      Usuń
    2. Nie wiem, czy się nada, bo przeważnie miałam zdania długie na kilometry, ale kwiecistych fraz ci w nich dostatek:
      "Z firmamentu czarniejszego niż najgłębsze otchłanie sypał się śnieg, niby łagodna pieśń, co swym diamentowym kokonem otulając niebosiężne skalne zręby, jakie wyrastają wprost z ognistych trzewi świata jakoby nieprzejednane apogeum jasności niebios i nieulękłe wyzwanie rzucane okrutnym bogom, niesie wytchnienie dla serc podróżniczych, skołatanych tułaczką tak długą, że jej początki giną w mrokach dawnych dziejów świata. "
      "Wysoki karb pierwszego muru Anarel-Vainmir, zwanej Cytadelą Gwiazdy Jaskółki, otulały delikatne strzępy mgieł znad pustkowia, niby forpoczty bladego wojska upiorów, lecz cofały się już one niechętnie w głąb swej domeny pod naporem sztyletów jasności zza wschodnich gór."
      "Jak włócznie ostre promienie zachodzącego słońca ozłociły Naridor, malując na skalnych ścianach niesamowite wzory, lekkie jak motyle skrzydła. Łagodne pagórki, pokryte niby owczą wełną miękkimi kłębami sosnowego lasu dźwigały na swych mocarnych barkach ostre sztylety skał, godzące majestatycznie wprost w ciemniejące niebo."
      Może coś z tego się przyda - aż trudno mi wybierać najlepsze fragmenty, bo tu by trzeba kopiować całe akapity.
      Już czekam na artykuł o stylistyce. ^.^

      Usuń
    3. Nie wiem, czy jest na co czekać i czy w ogóle coś ten artykuł pomoże, ale postaram się wypłodzić coś dobrego.
      A przykłady bardzo ładne, oj, ładniuteńkie. I wiem, że jeden z nich przyda się na 100%~
      Dziękuję <3

      Usuń
  5. Ech, odpowiedzi mi nie działają. =.='
    Oczywiście, że jest na co czekać. Stylistyka to akurat najfajniejsza rzecz w pisaniu i nawet sama mam w planach jakiś artykuł strzelić, ale bardziej w kwestii stricte praktycznych porad typu na kim się wzorować, a na kim niekoniecznie, niż jakichś rad odnośnie samego procesy twórczego.
    A tak z ciekawości, planujesz jakiś artykuł o kreacji bohaterów w najbliższym czasie? Albo o Mary Sue?

    Zgaduję, że pierwsze zdanie? Ono podbija serce każdego, kto je czyta i jestem z niego dumna. :P (Aż skopiowałam je sobie do osobnego pliku "Zdanie, które niesie śmierć").

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwsze jest świetne, ale ciutek za długie. Moje serce też podbiło!
      Właśnie zaraz po stylistyce rzucę sobie na tapetę bohaterów, gdzie pojawi się Mary Sue. Ten temat łaził mi już od dawna po głowie, więc mniej więcej wiem już, co i jak chcę napisać, choć jeszcze niczego tak na prawdę nie wiadomo. Koncepcja zmienną jest.

      Usuń
  6. Bardzo mi się podobają Twoje teksty, ale z trudem czytam je do końca. Moje oczy nie wytrzymują maleńkiej czcionki i tak ciemnego tła. Szkoda!

    OdpowiedzUsuń