czyli co to jest i po kij nam to potrzebne.
Każdy autor chciałby mieć czytelników, co nie
jest wcale takie proste. Te szczwane bestie z piekła rodem nie będą czytać byle
czego. Ba! Mają coraz bardziej wygórowane wymagania, w dodatku są gusta i
guściki, więc naprawdę trudno wkupić się w łaski ludu. Dlatego autorzy
kombinują, rozmyślają i nie śpią po nocach, żeby spłodzić coś, co wywalczy
sobie uwagę. Szukają czegoś nowego, dotąd nieodkrytych sfer i uwagi... Czy nie
przypomina Wam to bab na targowisku? Chociaż zamiast zwracać uwagę na swoje
teksty, chcą zainteresować towarem, między taką babcią-straganiarką a autorem
nie ma w sumie dużej różnicy. No dobrze, jedna drze się: kuuup paaan teee banaaany! Dobreee!, a drugi: przeeeczytaaaj! I czeeekaj na ciąg daaalszy! Cieeekawe, wciągaaające,
mówię ci! I jedno i drugie musi mieć umiejętności, które pozwolą wcisnąć
swój towar publice oraz ów towar, który nie może być byle jakim gównem, ale
produktem najwyższej jakości!
Opowiadanie składa się z wielu składowych,
a każda z nich musi być dopracowana. Tak, powtórzę: każda. Jeśli chce się sprzedać czytelnikowi swoje płody, muszą być
tak wymuskane, jakby miał to czytać sam prezydent.
Dziś postaram się rozwinąć dwie składowe:
porozmawiamy o akcji i fabule. Zapraszam.
Nigdy nie usiłowałam zbyt wdrążać się w
temat akcji i fabuły na zasadzie poszukiwań definicji tych dwóch słów.
Wystarczył mi fakt, że oba terminy to dwie różne sprawy i to, że wiem, czego dotyczą
oraz jak je zrozumieć. Jednak fakt, że Lia zapytała o różnice między nimi,
zmusił mnie siłą rzeczy do odnalezienia jakichś definicji, na których mogłabym
się oprzeć.
Powiem szczerze, że po pierwszym zerknięciu w zbiory wujka Google, byłam zdziwiona. Mało stron serwuje jakieś strawne i łatwo przyswajalne informacje o akcji i fabule, o ile w ogóle robi coś poza wspomnieniem tych dwóch słów w kontekstach, które nie sprzyjają wyciągnięciu definicji. Ciocia Wikipedia w tym wypadku nie pomaga w ogóle, stary i dobry sjp.pl coś-coś rozjaśnia, ale nic na tyle, żeby jakiś wyjątkowy opornik zrozumiał. Wychodzi jednak na to, że trzeba będzie posklejać kilka informacji w jedną całość.
Powiem szczerze, że po pierwszym zerknięciu w zbiory wujka Google, byłam zdziwiona. Mało stron serwuje jakieś strawne i łatwo przyswajalne informacje o akcji i fabule, o ile w ogóle robi coś poza wspomnieniem tych dwóch słów w kontekstach, które nie sprzyjają wyciągnięciu definicji. Ciocia Wikipedia w tym wypadku nie pomaga w ogóle, stary i dobry sjp.pl coś-coś rozjaśnia, ale nic na tyle, żeby jakiś wyjątkowy opornik zrozumiał. Wychodzi jednak na to, że trzeba będzie posklejać kilka informacji w jedną całość.
Jedźmy z koksem...
Fabuła, żądni wiedzy Towarzysze, to według niektórych stron i Ksiąg Zakazanych układ
zdarzeń w świecie przedstawionym utworów literackich czy w filmach.
Zrozumieliśmy wszyscy? To teraz namieszajmy drugą definicją. Akcją nazywamy przebieg zdarzeń w
utworze literackim czy filmie. I teraz niektórzy zapytają: czy to czasem nie to
samo?! No, właśnie nie. Układ a przebieg to dwie różne sprawy.
Żeby pojąć różnicę dokładniej, musimy
wiedzieć, że fabuła jest pojęciem szerszym od akcji. Obejmuje
wszystkie zdarzenia zawarte w utworze. Natomiast sama akcja
to łańcuch wydarzeń prowadzących do określonego celu. Jej początek nazywamy zawiązaniem [akcji], a koniec rozwiązaniem
[akcji]. Tak, wiem, może to brzmieć jak bełkot.
Zawiązaniem może być cokolwiek. Spór,
konflikt, jakaś decyzja - po prostu coś, co pozwoli pchnąć wydarzenia, siła
sprawcza. Rozwiązanie to ostateczne skutki podejmowanych przez postacie działań,
czyli (dla przykładu) śmierć czy osadzenie w szpitalu psychiatrycznym. Nie
wiem, czy mam wspominać, że akcja może składać się z jednego lub kilku wątków (ciągów zdarzeń związanych z określoną postacią), bo
jest to chyba coś, co każdy wie. Najbardziej rozbudowany
wątek to wątek główny, resztę nazywamy pobocznymi - zakładam, że to też jasne.
Tym
samym akcentem zakończyliśmy pierwszą część postu i możemy przejść do drugiej -
prostszej i przyjemniejszej (przynajmniej dla mnie). Otóż: na co nam te
cholerstwa? Taka fabuła. No? Do czego potrzebna? Do szczęścia, Towarzysze, do
szczęścia. Uwierzcie mi na słowo, że opowiadanie czy powieść bez fabuły to
czysty bełkot o niczym. Z drugiej strony twór z nieumiejętnie poprowadzoną i
zaplątaną fabułą również może być czystym bełkotem jakiegoś grafomana...
dlatego nic nie jest takie proste. Można wysnuć wniosek - i wolałabym, żeby
komuś się taki nasunął od razu - że fabułę trzeba potraktować poważnie. Jeśli
chcemy napisać dobry tekst, który będzie można próbować opchnąć publice, nie
możemy jej olać. W każdym razie nie polecam tego robić, ale pewnie i tak niektórzy
przeczytają te słowa, wyrzucą je z pamięci i pójdą pisać coś, co osiągnie
porażający poziom durnoty.
Powiecie,
że przesadzam - okej, każdy może mieć swoje zdanie, ale najpierw spójrzmy na
przykład. Czytacie sobie pewne dzieło pewnego autora. I tak w pierwszym
rozdziale jego radosnej twórczości główna heroina idzie ratować świat w
dziewiczej krainie jednorożców, w której znalazła się zjadając kanapkę swojej
koleżanki. Rozdział potem okazuje się, iż to nie inny świat, ale liceum, a
zamiast jednorożców mamy bandę przystojnych wilkołaków, która jakiś czas potem
jest jednak zbiorowiskiem zmiennokształtnych wiewiórek. Autor stara się to
wszystko połączyć, a nawet wyjaśnić! Tylko co z tego, jeśli większość jest na
zasadzie bo tak, a bohaterowie są
rzucani to tu, to tam? Logicznie poukładana fabuła jest zbyt mainstreamowa dla
naszego autora, nie? A Wam przychodzi do głowy tylko jedno: człowieku, albo
zdecyduj się na jedno, albo przestań pisać, ja wychodzę.
Niestety, nie mam zbyt dobrego zdania o dzisiejszym poziomie opowiadań, które można znaleźć w Internecie. I dlatego, że w dzisiejszych czasach pisać każdy może - nie, żebym komuś zabraniała, ale wypadałoby używać takiego organu znajdującego się w czaszce zwanego mózgiem - i dlatego, iż wszyscy próbują być nad wymiar oryginalni.
Owszem, zgodzę się, że w kwestii fabuły trudno być oryginalnym, bo żyjemy w czasach, w których ciężko wymyślić coś nowego i trzeba kombinować jak zaciekawić czytelnika, nie tworząc kolejnej kopii, ale nie przesadzajmy. Pamiętajmy o logice, tak? Coś co było drzewem, nie może się okazać, ni z tego, ni z owego, pomarańczowym królikiem i odwrotnie. Bardzo się cieszę, że ktoś próbuje zaskakiwać czytelnika - to dobrze o nim świadczy. Niech się jednak ktoś zastanowi, zanim przekombinuje. Mimo nie wiadomo jakich pomysłów, nawet jedzenie rodzinnego śniadania da się przedstawić ciekawiej niż bitwę - to już zależy od umiejętności autora. (Swoją drogą, kto powiedział, że śniadanie nie może być swego rodzaju bitwą?)
Kolejnie - fakt, fabuła powinna być rozbudowana, ale znów nie można przesadzać. Umiar to słowo, który każdy zna, jednak istnieją osoby, które nie potrafią załapać, że powinno się go używać nie tylko w teorii. Szczególnie, jeśli piszemy, nie powinniśmy przesadzać z czymkolwiek, ale znaleźć złoty środek, by wszystkie elementy występowały w strawnych ilościach. Dlatego też nie próbujmy tworzyć setek wątków, tysięcy wątków pobocznych i miliardów epizodów. Nie spodziewajcie się, że czytelnik będzie się chciał wgłębiać w coś, w czym zamota się w środku pierwszego rozdziału i nie będzie wiedział, co z czym, kto z kim i dlaczego. Prędzej rzuci to między diabły i pójdzie oglądać serial. Nie myślcie też, że tylko nadmiarem postaci i wątków da się zamotać w głowie - co to, to nie. Da się zapętlić i trzy wątki w taki sposób, żeby zrobić czytelnikowi sieczkę z mózgu i sprawić, by skończył czytanie na pierwszych czterech rozdziałach. Jestem wielką fanką wodzenia za nos, ale nie uważajcie, że sprzedacie tłumowi coś, co sprawi, iż potencjalny czytelnik będzie bardziej sfrustrowany niż zaciekawiony. Bo w końcu ile można przeżyć zwrotów i kombinatorstwa od zawiązania do rozwiązania akcji?
Następnie - może nie powiem nic nowego, ale fabuła powinna być ciekawa. Nie, nie uważa się za interesujące przygód normalnej nastolatki, która wstaje, je śniadanie, idzie do szkoły, wraca do domu i idzie spać. Oj, czymś takim zniechęcicie każdego. Nie mówię, że obyczajówki są nudne, ale zauważmy, że trzeba potrafić odpowiednio ująć temat. Nawet oklepany motyw szkolnego romansu da się opchnąć z zyskiem. Trzeba tylko przemyśleć sprawę. To, że Ania podkochuje się w swoim koledze z klasy, nie wzruszy nikogo. Jednak jeśli dodać kilka odpowiednich elementów...? Kto wie? Jakoś urozmaicić, sensownie powyginać w tą lub tamtą stronę, odwołać się do uczuć i poczucia moralności publiki? Hm, tu sprawa będzie wyglądać inaczej, choć nie zapominajmy, że dużą rolą odgrywa nie tylko ciekawa fabuła, ale i opisy, dialogi oraz postaci, o czym porozmawiamy kiedy indziej.
Podsumowując powyższe, fabuła powinna nie być przekombinowana, zbyt zamotana i zapętlona, nie powinno się tworzyć tysiąca wątków pobocznych i epizodów oraz mając to wszystko na uwadze, postarać się dać potencjalnemu czytelnikowi coś ciekawego.
Zwróćmy teraz swoją uwagę na dotąd na chwilę odłożoną na bok akcję. Jeśli ktoś mi powie, że jest ona mało ważna, to z pewnością rzucę w niego kapciem. Puchatym kapciem, choć nie ma to teraz nic do rzeczy.
Chciałabym podkreślić, jak wiele można zdziałać, gdy się nią trochę pomanipuluje! Bo fabuła fabułą, ale źle wyważona akcja podziała na niekorzyść każdego opowiadania czy książki. Chyba lepiej wychodzi mi mówienie, czego nie robić, co jest trochę niewłaściwe pedagogicznie, ale mimo to pomyślmy teraz o tym, jaka nie powinno się jej prowadzić.
Niestety, nie mam zbyt dobrego zdania o dzisiejszym poziomie opowiadań, które można znaleźć w Internecie. I dlatego, że w dzisiejszych czasach pisać każdy może - nie, żebym komuś zabraniała, ale wypadałoby używać takiego organu znajdującego się w czaszce zwanego mózgiem - i dlatego, iż wszyscy próbują być nad wymiar oryginalni.
Owszem, zgodzę się, że w kwestii fabuły trudno być oryginalnym, bo żyjemy w czasach, w których ciężko wymyślić coś nowego i trzeba kombinować jak zaciekawić czytelnika, nie tworząc kolejnej kopii, ale nie przesadzajmy. Pamiętajmy o logice, tak? Coś co było drzewem, nie może się okazać, ni z tego, ni z owego, pomarańczowym królikiem i odwrotnie. Bardzo się cieszę, że ktoś próbuje zaskakiwać czytelnika - to dobrze o nim świadczy. Niech się jednak ktoś zastanowi, zanim przekombinuje. Mimo nie wiadomo jakich pomysłów, nawet jedzenie rodzinnego śniadania da się przedstawić ciekawiej niż bitwę - to już zależy od umiejętności autora. (Swoją drogą, kto powiedział, że śniadanie nie może być swego rodzaju bitwą?)
Kolejnie - fakt, fabuła powinna być rozbudowana, ale znów nie można przesadzać. Umiar to słowo, który każdy zna, jednak istnieją osoby, które nie potrafią załapać, że powinno się go używać nie tylko w teorii. Szczególnie, jeśli piszemy, nie powinniśmy przesadzać z czymkolwiek, ale znaleźć złoty środek, by wszystkie elementy występowały w strawnych ilościach. Dlatego też nie próbujmy tworzyć setek wątków, tysięcy wątków pobocznych i miliardów epizodów. Nie spodziewajcie się, że czytelnik będzie się chciał wgłębiać w coś, w czym zamota się w środku pierwszego rozdziału i nie będzie wiedział, co z czym, kto z kim i dlaczego. Prędzej rzuci to między diabły i pójdzie oglądać serial. Nie myślcie też, że tylko nadmiarem postaci i wątków da się zamotać w głowie - co to, to nie. Da się zapętlić i trzy wątki w taki sposób, żeby zrobić czytelnikowi sieczkę z mózgu i sprawić, by skończył czytanie na pierwszych czterech rozdziałach. Jestem wielką fanką wodzenia za nos, ale nie uważajcie, że sprzedacie tłumowi coś, co sprawi, iż potencjalny czytelnik będzie bardziej sfrustrowany niż zaciekawiony. Bo w końcu ile można przeżyć zwrotów i kombinatorstwa od zawiązania do rozwiązania akcji?
Następnie - może nie powiem nic nowego, ale fabuła powinna być ciekawa. Nie, nie uważa się za interesujące przygód normalnej nastolatki, która wstaje, je śniadanie, idzie do szkoły, wraca do domu i idzie spać. Oj, czymś takim zniechęcicie każdego. Nie mówię, że obyczajówki są nudne, ale zauważmy, że trzeba potrafić odpowiednio ująć temat. Nawet oklepany motyw szkolnego romansu da się opchnąć z zyskiem. Trzeba tylko przemyśleć sprawę. To, że Ania podkochuje się w swoim koledze z klasy, nie wzruszy nikogo. Jednak jeśli dodać kilka odpowiednich elementów...? Kto wie? Jakoś urozmaicić, sensownie powyginać w tą lub tamtą stronę, odwołać się do uczuć i poczucia moralności publiki? Hm, tu sprawa będzie wyglądać inaczej, choć nie zapominajmy, że dużą rolą odgrywa nie tylko ciekawa fabuła, ale i opisy, dialogi oraz postaci, o czym porozmawiamy kiedy indziej.
Podsumowując powyższe, fabuła powinna nie być przekombinowana, zbyt zamotana i zapętlona, nie powinno się tworzyć tysiąca wątków pobocznych i epizodów oraz mając to wszystko na uwadze, postarać się dać potencjalnemu czytelnikowi coś ciekawego.
Zwróćmy teraz swoją uwagę na dotąd na chwilę odłożoną na bok akcję. Jeśli ktoś mi powie, że jest ona mało ważna, to z pewnością rzucę w niego kapciem. Puchatym kapciem, choć nie ma to teraz nic do rzeczy.
Chciałabym podkreślić, jak wiele można zdziałać, gdy się nią trochę pomanipuluje! Bo fabuła fabułą, ale źle wyważona akcja podziała na niekorzyść każdego opowiadania czy książki. Chyba lepiej wychodzi mi mówienie, czego nie robić, co jest trochę niewłaściwe pedagogicznie, ale mimo to pomyślmy teraz o tym, jaka nie powinno się jej prowadzić.
Otóż,
pierwsze, co przychodzi mi do głowy, to fakt, że akcja nie może być zbyt wolna
lub też zbyt szybka. Na pewno wiecie z własnego doświadczenia, że twory, w
których wydarzenia rozwijają się bardzo wolno, są raczej nudnawe i mało kto
doczytuje do końca. Podobnie, jeśli wszystko pędzi niczym Struś Pędziwiatr i
szastu-prastu, już po wszystkim. Ani radochy z czytania, ani możliwości wejścia
w skórę bohatera i zrozumienia jego uczuć... Po prostu kapa. Dlatego warto
przyjrzeć się, czy czasem nie próbujemy wcisnąć publice Żółwia albo Strusia.
Nie
wyciągajcie z tego błędnego wniosku, jakoby warto było wszystko prowadzić
jednym tempem! Od tego trzymać się z daleka! Dlaczego? Zaraz się dowiecie, bo
zdradzę Wam pewną tajemnicę. Umiejętne manipulowanie tempem akcji, jest tym, co
może bardzo pomóc zatrzymać czytelnika przy lekturze. Aż byście się zdziwili
jak bardzo.
Wielu
autorów (czy tam grafomanów) wychodzi z założenia, że lepiej trzymać cały czas
w napięciu i lecieć z koksem, a co! Żeby się nie znudził! Aha... brawo, właśnie
macie na koncie znudzonego czytelnika. Dlaczego? Bo się nam człowieczek
przyzwyczaił. Zaskoczeni? Niektórzy pewnie tak.
Otóż,
drodzy Obywatele, czytelnik przywyka do narzucanego tempa. Nawet, jeśli
stwierdzimy, że szybko znaczy lepiej, po kilku stronach i tak wyda się to czymś,
co równie dobrze można nazwać umiarkowanym czy wolnym. I tutaj mamy problem, bo
tracimy jeden z elementów, dzięki którem tworzymy napięcie i zmuszamy
czytającego, żeby bardziej przeżywał bieżące wydarzenia. Co więc zrobić, żeby
było dobrze? Proponuję zastosować technikę marszobiegu, która wymaga zgrania
wydarzeń i tempa ich przedstawiania. Każdy się domyśla, na czym to ustrojstwo
polega? Tu wolno, tam przyśpieszamy, tu popędziiimyyy... i wyhamujemy! Potem
walniemy z grubej rury, niech wybrednej paskudzie serce mocniej zabije,
zwolniiimyyy i stop. Powoli, powoli, szybciej, jeszcze troszkę szybciej i bam!
Niech będzie element zaskoczenia (i złapany na wędkę czytelnik, ha!).
Ktoś
może zapytać jak narzucić szybkie czy wolne tempo. Wszystko tkwi w konstrukcji
zdania!
Gdy
chcemy przyśpieszyć, zwykle piszemy krótsze zdania lub po prostu zdania
pojedyncze, które obfitują w większą ilość czasowników. Po prostu musi być czuć
ten ruch! Powinno się także ograniczyć ilość porównań i opisów. Zwalniamy zupełnie
na odwrót - długie opisy, dłuższe, wielokrotnie złożone, zdania i mniej
czasowników.
Powstaje
jeszcze jeden problem, który chciałabym wyjaśnić. Otóż gdzieś wyżej wspomniałam
o dopasowaniu tempa do wydarzeń. Zastanówmy się, gdzie wypadałoby przyśpieszyć
akcję, a gdzie zwolnić, dobrze? Nie każdemu może się to wydawać tak oczywiste.
Szybsze
tempo powinno zostać połączone z punktami kulminacyjnymi, ale nie tylko.
Wypadałoby także narzucić je w innych, kluczowych dla fabuły miejscach jak
inicjacje wydarzeń, zwroty akcji czy w samym środku wydarzeń, gdzie czasami
może machać nam jakiś niezbyt ciekawy moment. Wolniejsze momenty zdecydowanie
należałoby powciskać między szybsze, żeby czytelnik mógł wyhamować, a on sam
chwilę odpocząć, zanim rzuci się go w sam środek kolejnych wydarzeń.
Chciałabym
jeszcze wspomnieć, że jeśli chcemy tworzyć napięcie za pomocą zmian tempa
akcji, trzeba pamiętać o pewnym fakcie. Każde nowe przyśpieszenie powinno być
szybsze, tak jak każde następne wolniej trochę mniej wolne od poprzednika. Daje
to ciekawy efekt wzrastającego napięcia, szczególnie w połączeniu z
odpowiednimi zabiegami w doborze słownictwa, sposobie ujmowania faktów w
opisach i innymi takimi, którymi zajmiemy się kiedy indziej.
Można
by się jeszcze zastanowić czy stopniowanie tempa jest czymś odnoszącym się
tylko do całości utworu. Otóż nie. Może wystąpić także w pojedynczej scenie,
chociaż patrząc na całość moment przyśpieszenia w takiej średnio ważnej scenie
i tak będzie stał niżej niż w chwili rozwiązania czy kulminacji w finale, jeśli
mogę tak to ująć, żeby było to zrozumiałe. Manipulować tempem możemy zawsze i
to trzeba zapamiętać. Należy się jednak zastanowić czy warto i czy przyniesie
nam to korzyści jakich się spodziewamy.
No
cóż, na dziś to koniec męczenia Was informacjami, które w połowie pewnie
zostaną wyrzucone w pamięci. Jeśli powyższy post komuś pomógł - cieszę się.
Jeżeli ktoś ma jakieś sugestie czy propozycje - proszę się nie krępować w
wyrażeniu swojego zdania w komentarzu lub wrzucenia pomysłu do Ciemnego Wora.
O
fabule pewnie jeszcze sporo napiszę, ale w innym kontekście. I zdecydowanie nie
od strony ogólnej. Jak na razie sądzę, że wdrążę się w fabułę opowiadań/książek fantasy, przygodowych czy obyczajowych.
Gdybym próbowała zrobić to w tym poście, zapewne wielu z Was odpadłoby już po
połowie. Dobrze wiem, że trudno skupić się na czymś co jest długie i średnio
nas interesuje.
(Dziś za grafikę możemy podziękować tumblr, google grafika oraz moim osobistym zbiorom k-popowych memów~)
Do
następnego i dziękuję za uwagę,
Artykuł ciekawy, tylko mam jedno "ale". Mianowicie z tym produktem najwyższej jakości trochę pofolgowałaś, bo nie od dziś wiadomo, że jest wiele niezbyt dobrych opowiadań, które cieszą się dużą ilością popleczników. Może to zjawisko nie jest już tak częste jak kiedyś, ale nadal w świecie blogowym występuje ;)
OdpowiedzUsuńAno racja, może pofolgowałam. Mnie samą zastanawia popularność niektórych TFUrców i ich TForów, ale cóż z tym zrobić ;)
UsuńZgodzę się z hei-chi, że artykuł ciekawy i przydatny, ale jest jedno 'ale' z mojej strony - łatwo napisać, gorzej to zrobić. ;) Znalezienie złotego środka wcale nie jest takie łatwe - mogę śmiało stwierdzić, że większość autorów po prostu pędzi z akcją i, tak jak napisałaś, nie ma radochy z czytania, a z pisania już tym bardziej.
OdpowiedzUsuńBędę śledziła dalsze artykuły, bo blog faktycznie przydatny. ;) Promuj go, Ichi, promuj.
Próbowałam w myślach rozplanować opowiadanie zgodne z danymi przez Ciebie wskazówkami i wyszło totalnie groteskowo. Na pewno nie chciałoby mi się tego czytać, o pisaniu nie wspominając. XD
OdpowiedzUsuńMam na myśli to, że na dobre opowiadanie nie ma uniwersalnego przepisu. Mogę napisać opowiadanie o spadającym liściu z drzewa i ono naprawdę może być dobre (to znaczy, byłoby, gdybym miała trochę talentu). Zmierzam do tego, że w zależności od konwencji, pomysłu i stylu autora akcja będzie wyglądać inaczej, niekoniecznie gorzej lub lepiej. Weźmy na przykład książki sensacyjne, gdzie akcja gna na złamanie karku i romanse, które raczej nie grzeszą niezliczoną liczbą zwrotów akcji. W romansach znajdą się miejsca przeznaczone na tańce w deszczu z ukochaną, wspólne śniadania i niezliczoną ilość momentów niezbyt ściśle związanych z główną osią fabuły, a pokazujących kiełkujące uczucie, ale czytelnik opowiadania sensacyjnego raczej czegoś innego by oczekiwał, sięgając do tekstu.
Już nie wspomnę o tym, że nie znam osoby, która pisze według szczegółowo rozpisanego planu. U mnie różne zdarzenia po prostu się dzieją, mniej więcej wiem, co powinno po sobie następować, mam flow, jest gites. Są rozdziały, gdy dzieje się dużo, są rozdziały, gdzie dzieje się mniej, ale nie robię wykresów i nie zastanawiam się, czy opowiadanie cierpi na niedobór czy nadmiar akcji.
Jestem tego zdania, że pisania nie da się nauczyć, ale da się wyćwiczyć. Można przeczytać miliony poradników, a i tak na początku stworzy się dziesięć potworów, nim napisze się jedno porządne opowiadanie. Nie mówię, że takie poradniki są nieprzydatne, bo może uchronią kogoś przed popełnieniem najbardziej typowych dla nowicjuszy błędów. No nic, mimo wszystko jestem ciekawa bloga i może sama dowiem się czegoś nowego, bo pomimo jedenastu lat "czynnego" siedzenia w literaturze (niestety) potrafię niewiele więcej, a może i mniej od niejednego nowicjusza. ;D
Nie wiem jakim cudem pisałam w tym poście o rozplanowaniu, ale uznaję, że każdy czasem widzi coś innego X3
UsuńMasz całkowitą rację. Dobre opowiadanie nie ma uniwersalnego przepisu, ale za to istnieje szereg pomocnych rzeczy, które mogą pomóc dotrzeć mu do statusu "dobrego" :3 Jednym z takich elementów jest manipulacja akcją, a także - jak wspomniałam - wiele innych rzeczy jak wymienione przez Ciebie koncepcja, pomysł i styl.
Prowadzenie akcji trzeba dopasować do wydarzeń, o tym też pisałam. A wydarzenia znowu są sprawą zależną od gatunku, prawda? Słusznie piszesz, że książki sensacyjne i romanse różnią się i to bardzo, ale zauważ, że mają inny cel. Te pierwsze skupiają się na dynamice, tajemnicy i napięciu towarzyszącemu wydarzeniom (i nie tylko), a drugie na uczuciach i pięknie miłości. To wymaga użycia innych środków, różnego prowadzenia akcji i koncentrowania innych sprawach.
Wiesz co? Sama nie piszę według szczególnego rozplanowania. W poście wspomniałam tylko, że wypadałoby dopasować tempo do wydarzeń i przy tym nadal obstawiam. Nie proponuje zaraz tworzenia wykresów ;)
Osobiście mam to samo zdanie co Ty odnośnie wyćwiczenia warsztatu. Nie chcę nikogo uczyć pisania i nie jest to celem tego bloga. Po prostu chciałabym zwrócić uwagę na sprawy, które umykają i o których warto wiedzieć, bo a nuż się komuś przyda wiedza o roli zrań prawo- i lewostronnych czy jakieś wzmianki odnośnie opisywania miejsc :3